sobota, 21 lutego 2009
Śnieg, zima i ja
Wczoraj poszedłem do pubu na piwko porozmawiać ze znajomą. Było ciężko, zupełnie nie pasowałem, mnóstwo ludzi i czułem się, jak z zupełnie innej bajki. Kończąc piwko zasiadłem do maszyny i wygrałem sporą sumkę :) Całkiem nieźle... miałem już zmykać do domu, kiedy telefon się odezwał i przeniosłem się do drugiego lokalu, gdzie był mój znajomy, tam wyjątkowo spotkałem jeszcze kilka osób i było całkiem miło, później były sanki, śnieg i zimno, ale miło bardzo. Wszyscy wyglądaliśmy jak bałwany... stare konie bawiące się śniegiem... pozytywnie, do teraz czuję ból z tyłu gdzieś w plecach. Impreza zakończyła się w miarę grzecznie, nie byłem pijany, żeby robić głupoty, no może poza jednym smsem... no ale to znowu nie było aż takie straszne. Nie poradzę nic na serce, wyrwało się z piersi, bo klatka popuściła trochę, ale już wszystko jest w normie. Dobrze mi w tej chwili, aczkolwiek czasem smutno, chwilami samotnie... Mimo to daje jakoś rade. A dziś znajomy się zaręcza... Jego kobieta zupełnie nieświadoma... będzie miło, myślę, że wszystko będzie dobrze, teraz i później... i lata następne też będą dobre. Oboje warci są szczęścia. Zastanawiam się, czy oceniając życie i to, jak ktoś postępuje, czy warty jest szczęścia. Pewne osoby na pewno nie są. A ja... czy moje wcześniejsze postępowanie daję mi prawo do bycia szczęśliwym, czy muszę odpokutować swoje grzechy? Najwidoczniej nie zasługuje na normalne, szczęśliwe życie. Dlatego wybrałem wojsko chyba, zniknę stąd na rok, dwa, poświęcę się karierze, zajmę sobie maksymalnie czas i nikomu nie będę przeszkadzał. Coraz bardziej walczę, by się nie zamknąć w sobie, ale czy jest sens... Czy warto...?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz