
Tygrys ocknal sie z letargu. Bylo ciemno, byl slaby i wycienczony, czul rany na swoim ciele, praktycznie powinien juz nie zyc, ale jednak wrodzony upor nie pozwalal mu odejsc. Zaczal sobie przypominac, co zaszlo... jednak po dluzszej chwili znow zapadl w sen... Dochodzil do siebie przez tydzien, obszedl jaskinie, wyjscie bylo zawalone, pragnienie gasil wylizujac sciany jaskini, gdzie skraplala sie woda. W ten sposob znalazl tez ciasny korytarz, z ktorego czuc bylo swiezy powiew powietrza. Tygrys zaczal sie przeciskac. Jego kocia zwinnosc i elastyczniosc nie uchronila go jednak przed otwarciem dosyc swiezych jeszcze ran. Po dlugiej, meczacej i wyczerpujacej mecę znalazl sie wreszcie pod golym niebiem, noca na otwartej przestrzeni. Ksiazyc swiecil jasno na niebie. Tygrys popatrzyl na gwiazdy, mruknal cicho i rozpoczal ostrozna wedrowke w dol doliny. Po drodze przypomnial sobie, co zobaczyl w oczach smoka. Strach i smutek... Tygrys siegnal pamiecia wstecz przypominajac sobie, kiedy on odczuwal takie uczucia. Z tymi myslalmi tygrys zszedl na krawedz trawy i znalazl sobie miejsce, gdzie wsrod trawy nieopodal bujnego drzewa mogl sobie odpoczac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz